„W tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło…”.
Któż z Polaków nie pamięta tych słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II podczas jego pielgrzymki do rodzinnego miasta – Wadowic 16 czerwca 1999 roku? Przede wszystkim właśnie tam, w Wadowicach, równo sto lat temu zaczęło się jego życie.
Karol Wojtyła przyszedł na świat 18 maja 1920 roku, jako syn Karola i Emilii z domu Kaczorowskiej. Urodził się w domu na ul. Przy Rynku nr 2; do mieszkania Wojtyłów wchodziło się jednak od tyłu, od ul. Kościelnej 7. Kamienica należała do żydowskiego kupca Chaima Bałamutha, handlarza kryształów, a później także rowerów, a nawet motocykli.
Ojciec Karola był żołnierzem – pracował jako urzędnik wojskowy, matka zaś zajmowała się domem i dziećmi. Karol miał starszego o 14 lat brata Edmunda (lekarza) oraz siostrę Olgę, która zmarła zaraz po urodzeniu. Miesiąc po swoich narodzinach, 20 czerwca 1920 roku, został ochrzczony w pobliskim kościele pw. Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, z którym był związany do końca swojego pobytu w rodzinnym mieście. Tam służył do mszy św. jako ministrant.
Miesiąc przed Pierwszą Komunią Świętą zmarła jego matka. Od tej pory zajmował się nim ojciec – dbał o dobre wychowanie, naukę, patriotyzm i rozwój duchowy syna, który codziennie uczestniczył w mszy świętej. W Gimnazjum Męskim w Wadowicach dołączył do koła teatralnego, gdzie poznawał poezję i teatr. Kiedy miał 12 lat, zmarł jego brat w wyniku zarażenia się szkarlatyną od swoich pacjentów.
I można byłoby przytaczać kolejne etapy i wydarzenia z Jego życia… Te jednak wszyscy znamy. Napisano niezliczoną liczbę biografii św. Jana Pawła II, prac naukowych, które przetłumaczono na wiele języków. Jednak nie byłoby tego Wielkiego Papieża, gdyby nie rodzina, w której się urodził i wychował. To ona go ukształtowała. To kolana matki i ojca były dla niego pierwszą szkołą człowieczeństwa, miłości, modlitwy…
Mało znany jest fakt, że jego życie jeszcze pod sercem matki było w niebezpieczeństwie. Ciąża zagrażała życiu Emilii Wojtyły. Gdy tylko ojciec Karola usłyszał, że wadowicki położnik zalecił jego żonie aborcję, szybko poszukał innego lekarza, który mimo ryzyka zgodził się poprowadzić ciążę. Na wyraźną prośbę obojga małżonków i na ich odpowiedzialność.
Kiedy zbliżał się czas porodu, Wojtyła przyprowadził do domu położną, która miała odebrać dziecko. Sam natomiast z synem Edmundem poszedł do kościoła, by pomodlić się na nabożeństwie majowym. W tym czasie przyszedł na świat Karol. Wbrew zapowiedziom lekarzy dziecko urodziło się zdrowe, ale matka już nigdy nie wróciła do pełni sił. Jej życie naznaczone było coraz większym cierpieniem, nieustanną słabością.
Jako papież Jan Paweł II tak pisał o swojej matce w książce „Dar i tajemnica”: „Matkę straciłem jeszcze przed Pierwszą Komunią św. w wieku 9 lat i dlatego mniej ją pamiętam i mniej jestem świadom jej wkładu w moje wychowanie religijne, a był on z pewnością bardzo duży”.
Dlatego największy wpływ na życie i wychowanie małego Lolka, jak nazywano powszechnie Karola, wywarł jego ojciec. Oddajmy znowu głos Papieżowi. W przywołanej książce tak pisał o swoim ojcu: „Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym”.
Przykład życia i modlitwy ojca owocowały w całym życiu Karola Wojtyły, także podczas jego pontyfikatu. Francuski pisarz, konwertyta i przyjaciel Papieża André Frossard w rozmowie z nim usłyszał na ten temat następujące wyznanie Jana Pawła II: „W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt gorliwym. Moja matka już nie żyła… Mój ojciec, spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: »Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego. Powinieneś się modlić do Niego«. I pokazał mi jakąś modlitwę.[…] Nie zapomniałem jej. Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem. Z jakim przekonaniem mówił do mnie Ojciec! Jeszcze dziś słyszę jego głos. Rezultatem tej lekcji z dzieciństwa jest Encyklika o Duchu Świętym”.
Ojciec nauczył Lolka nie tylko modlić się, ale także kochać swoją ojczyznę. Kiedy odwiedzali go w domu koledzy, „pan kapitan”, jak nazywano ojca Karola, wyjmował z biblioteczki ilustrowaną książkę do historii i opowiadał im o bohaterskich dziejach Polski. Streszczał Trylogię Sienkiewicza albo czytał na głos wiersze Norwida. — Uczył nas patriotyzmu, a także porządku, systematyczności i poczucia obowiązku — wspomina Eugeniusz Mróz, kolega Wojtyły.
Przyszedł jednak tragiczny 1940 rok. W Boże Narodzenie Karol Wojtyła senior zachorował. Syn wezwał lekarza, wykupił lekarstwa. Dbał o to, by ojciec się oszczędzał. Jednak gdy 18 lutego 1941 roku wrócił z pracy do domu, zobaczył, że ojciec nie żyje. Rozpłakał się jak dziecko. Całą noc klęczał przy nim i modlił się.
Już jako Papież tak wspominał swojego ojca: „Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią Ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków. Mojego Ojca uważam za niezwykłego człowieka”.
Dzisiaj, gdy rodzina jest tak bardzo zagrożona przez różnorakie ideologie, sądzę, że trzeba przy okazji świętowania 100. rocznicy urodzin naszego Wielkiego Rodaka uwypuklić środowisko jego rodziny, które miało decydujący wpływ na całe życie i pontyfikat Jana Pawła II.
Rodzice Karola Wojtyły, ich zaufanie do Boga w obliczu trudności i przeciwności życia stanowią doskonały wzór postępowania dla współczesnych rodzin. To w rodzinie kształtuje się charakter młodego człowieka. W rodzinie rodzi się również powołanie.
W swojej biografii Karol Wojtyła tak napisał: „Po synowsku całuję próg domu rodzinnego, wyrażając wdzięczność Opatrzności Bożej za dar życia przekazany mi przez moich Rodziców, za ciepło rodzinnego gniazda, za miłość moich najbliższych, która dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy, nawet wtedy, gdy przychodziło zetknąć się z doświadczeniem śmierci i trudami codziennego życia w niespokojnych czasach”.
Niech ten jubileusz będzie okazją do świętowania nie tylko narodzin Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II Wielkiego, ale także do oddania hołdu jego rodzicom. Niech będzie również okazją do zastanowienia się nad kondycją współczesnej rodziny, naszych rodzin… Czy są one silne Bogiem, tak jak była rodzina Karola Wojtyły?
Ks. dk. Jacek Jan Pawłowicz
Wykorzystano fragmenty: Jan Paweł II, „Dar i tajemnica”, Wydawnictwo św. Stanisława BM, Kraków 1996